Świt szarpał się...

Świt szarpał się z gwieździstą nocą niebo na kawałki symfonią rwał
deszcz przyszedł jej z pomocą
fortepian czernią czystą wciąż grał i grał i grał
syfonie uwertury rozdarte nocy krzykiem
gdy słowik słowa wydarte z serca chciał przekrzyczeć 
łkał z wdziękiem bolesną lirykę
i z cicha trwał i łkał i łkał i łkał
noc skrzydła miała czarne
bo sprzeniewierzone Bogu 
srebrzone pyłem gwiazd
wplecione w nie troski ludzi 
pajęczynami bolesne nuty
słowik wśród snów słał melodią tkał i łkał i łkał
i echem szły liryczne dźwięki kryształowe 
że wiatr się nimi czule zachłysnął
zachłysnął się i z bólem człowiek
tęsknotą zmysłów wyrazistą
świt białe skrzydła pieścił
ciszy zamknął usta gniewem
strącił trawom brutalnie rosę
jak łzy wybuchły gamą burze
niebem pioruny Bóg zawiesił
ptaków bezśpiewem
umilkło świtem wszystko
uwertury runęły znaczone deszczem
powietrze zbyt wilgotne aby gamy pejzaży firmamentem niebios wznosić wyżej jeszcze
lękliwie wzeszła słońca czerwień rozlane ciepła bladym złotem
i tylko kwiaty z żalem więdły wśród westchnień czekały kolejnych upojnych burzowych nocy
słowika lekkiej gamy
żab rozrzuconych trzciną
burzowy świt oddechem się zachłysnął i ucichł i jak noc czernią swą z wdziękiem deszczem burzą znów przeminął

Anita Steciuk


                    Pinterest

Komentarze

Popularne wpisy