Bezwiednie tonę w ciszy...
...
Bezwiednie tonę w ciszy...
odpadam w dół ramionami bezwstydnie
snem nieszczelnym budzę się gubiąc iluzje
nierzeczywiste...
gdzieś biegnę...
ścieżką słońcem rozlaną
na niej nad chłodem zimy budzi się wiosna...
ustami rozchylonymi łapie oddech łapczywy pełen tęsknoty i wiatru
ciepły jak pocałunki na Twoim policzku...
nagość prześwituje nieśmiało pod koszulą milcząc...
prostuje skrzydła urokiem nieujarzmionym
pragnieniami tłumionymi
wita magię natury...
znów wklejona w pejzaż jestem...
jak nieodłączny element który pasuje wszędzie...
lecąc dalej wraz z wiatrem dotykam słońce
uśmiechem pełnym oczekiwań roztrwaniam szarość...
z coraz większą nadzieją chłonę wiosnę... Anita Steciuk
Bezwiednie tonę w ciszy...
odpadam w dół ramionami bezwstydnie
snem nieszczelnym budzę się gubiąc iluzje
nierzeczywiste...
gdzieś biegnę...
ścieżką słońcem rozlaną
na niej nad chłodem zimy budzi się wiosna...
ustami rozchylonymi łapie oddech łapczywy pełen tęsknoty i wiatru
ciepły jak pocałunki na Twoim policzku...
nagość prześwituje nieśmiało pod koszulą milcząc...
prostuje skrzydła urokiem nieujarzmionym
pragnieniami tłumionymi
wita magię natury...
znów wklejona w pejzaż jestem...
jak nieodłączny element który pasuje wszędzie...
lecąc dalej wraz z wiatrem dotykam słońce
uśmiechem pełnym oczekiwań roztrwaniam szarość...
z coraz większą nadzieją chłonę wiosnę... Anita Steciuk
Komentarze
Prześlij komentarz