Sitowie igrało z przybrzeżną trzciną
i mgła osiadla zbyt nisko
kluczem niedomkniętym opadały żurawie
nieopodal czapli srebrnej chyba nazbyt blisko

świt ponad horyzontem błysnął brzaskiem
i zgasł sinym sklepieniem
słowik powietrze krzykiem przeciął
i słońca zgubił słaby ślad
ponad nieba siecią

księżyc przetoczył się i zgasł
ponad toni brzegiem
budził się blaskiem dzień
wiatr symfonią leciał śpiesznie jakby biegiem

szumem przelot nagły skrzydeł
zburzył kręgi wody cichym szmerem
milion sennych obudzonych żab
gubiło śpiewu słodkie zabarwienie

rosą tęczowo zaświeciły krople
dzwonił słowik nuty czystej pełny 
zasłuchaniem po nocy wrócił
susząc deszczem pióra
aurą mokre drżące niekoniecznie chwiejne

deszczową wygrywał piosenkę
lata nie żałował
przeszedł nad nim na porządku dziennym z eterycznym wdziękiem
ubrał  dźwięki w zbyt sentymentalne chwilą słowa

czas między deszczami jak akordy płynął
symfonią kropli dzień po dniu deszczową melodią uwertur  niezmienną przeminął

Anita Steciuk 

               Grafika własna



Komentarze

Popularne wpisy